Kiedy lecieć do Omanu?

2025-03-21
Kategorie:Top kierunki | Oman

Kiedy lecieć do Omanu?

Planujesz podróż do Omanu i zastanawiasz się, kiedy najlepiej się tam wybrać? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz we fragmencie książki Marty Knasieckiej "Oman. W deszczu na pustyni", w którym autorka szczegółowo opisuje, jak zmieniają się warunki pogodowe w ciągu roku i który moment będzie najlepszy na odkrywanie tego fascynującego kraju.

Oman, plaża Salalah
Plaża Salalah. Fot. Marta Knasiecka

 

Odpowiedź na pytanie, kiedy lecieć do Omanu, wcale nie jest taka łatwa. Gdy pracowałam w biurze podróży, klienci często pytali mnie: „Dlaczego nie latacie tam latem?”. Uśmiechałam się wtedy i wiedząc, jaka będzie reakcja mojego rozmówcy, spokojnie odpowiadałam: „Ponieważ wtedy… pada tam deszcz”. Mogłabym napisać osobną książkę o pełnych zwątpienia i zaskoczenia spojrzeniach oraz o przedłużających się sekundach ciszy w takich momentach. Klienci spodziewali się wszystkiego, ale nie tego, że w Omanie może latem padać. Część osób uznawała to za żart albo formę testu z wiedzy geograficznej. Jest to jednak odpowiedź zupełnie poważna oraz zgodna ze stanem rzeczywistym. Podczas gdy w Polsce trwa lato, na południu Omanu, w Zufarze pada deszcz.

Co ciekawe, to właśnie wtedy do Salali ściąga najwięcej turystów, więc gdybym powiedziała, że na ten okres przypada szczyt sezonu i noclegi w hotelach osiągają zawrotne ceny, również byłoby to zgodne z prawdą.

Do brzegów Zufaru dociera wtedy monsun. Znamy to pojęcie z lekcji geografii i kojarzymy zazwyczaj z Azją Południowo-Wschodnią. Monsun to rodzaj sezonowego wiatru, który jest zależny od układów ciśnienia między lądem i morzem. Wiatry zawsze wieją z wyżu do niżu. Rozgrzane powietrze znad południowej Azji wznosi się (ciepłe powietrze jest lżejsze od chłodnego, właśnie dzięki tej zasadzie balony unoszą się w powietrzu), tworząc obszar niskiego ciśnienia, który zasysa zimne i wilgotne powietrze znad morza. Dokładnie tak działa monsun, który w Omanie nazywany jest khareef.

Khareef trwa od czerwca do początku września, ale przylatujący do Salali turyści już w połowie kwietnia mogą poczuć, że jest coraz gorącej i wilgotniej. W połowie maja zazwyczaj pojawiają się chmury, a w kolejnym miesiącu temperatura spada do 20–24 stopni i zaczynają się trwające dwa miesiące mżawki i deszcze.

Region, który znamy z pustynnych krajobrazów, eksploduje zielenią. Chociaż trudno w to uwierzyć, cały pas od wybrzeża aż do szczytów gór Al-Hadżar zapełniają łąki, kwitnące drzewa i kwiaty. Gdybym miała do czegoś porównać te krajobrazy to byłaby to… Irlandia.

To właśnie w tym czasie do Salali ściąga najwięcej turystów. Nie są to jednak Europejczycy jak w sezonie zimowym – raczej nikt żyjący w naszej szerokości geograficznej nie byłby zainteresowany spędzaniem wakacji w deszczu i wilgoci. Taka aura jest jednak bardzo atrakcyjna dla mieszkańców krajów ościennych, w których lato przybiera formę włączonego piekarnika z termoobiegiem. W 2023 roku, w trakcie sezonu khareef, region Zufaru odwiedziło prawie milion turystów (szacuje się, że w 2024 roku przekroczono magiczny milion, jednak w momencie pisania tej książki nie było jeszcze oficjalnych danych). W większości były to osoby z Arabii Saudyjskiej, Emiratów Arabskich, Bahrajnu, Kataru i Kuwejtu. Loty do Salali z tych krajów trwają od dwóch do trzech godzin, zatem w bardzo krótkim czasie można przenieść się z upalnej pustyni do krainy przyjemnego chłodu i zieleni. Rozwojowi turystyki w trakcie monsunu pomaga wprowadzenie bezwizowego ruchu dla obywateli krajów zrzeszonych w Radzie Współpracy Zatoki Perskiej (GCC – Gulf Cooperation Council). Aby przekroczyć granicę Sułtanatu nie potrzebują oni nie tylko wizy, ale nawet paszportu – wystarczy sam dowód osobisty.

Od czerwca do września w Salali nie ma gdzie wcisnąć szpilki. Ten spokojny i senny region zamienia się w tętniący życiem kurort. Wszystkie hotele odnotowują pełne obłożenie, a ceny wystrzeliwują w kosmos. Na plażach rozkłada się namiotowe altanki, pod którymi turyści siedzą, grillują i ucztują całymi rodzinami. Kawiarnie i restauracje pękają w szwach. Wadi, czyli doliny, zapełniają się wodą – tworzą się jeziora, w regionie płyną wartkie rzeki. Okolice wadi Darbat, które polscy turyści kojarzą jako miejsce suche, z niewielkim zbiornikiem wody pośrodku oraz pijącymi z niego stadami wielbłądów, w trakcie khareef zaczyna przypominać Mielno w szczycie sezonu wakacyjnego. Gdy tylko brzegi się zazielenią, a tafla wody podniesie się nieco, przybywają tu food trucki, lokalni przedsiębiorcy z dmuchańcami, a po jeziorku można popływać na rowerkach wodnych w kształcie łabędzi. W trakcie zeszłego sezonu pierwszy raz postawiono tu domy kontenerowe, w których można było zatrzymać się na kilka dni.

To jeszcze nie wszystko. W trakcie khareef w Salali trwa tzw. Tourism Festival. Przez ponad cztery tygodnie w mieście i okolicach odbywa się szereg imprez – począwszy od koncertów przez warsztaty i konkursy aż do specjalnych promocji w sklepach. Przy plażach i na głównych arteriach miasta porozkładane są budki z jedzeniem, a watę cukrową, popcorn i gotowaną kukurydzę można kupić na każdym rogu. Ożywają skwerki, chodniki i place. W tym czasie jest to zupełnie inne miejsce.

Dla Omańczyków tylko okres khareef jest na tyle atrakcyjny, aby odwiedzić Salalę. Odbyłam wiele rozmów z mieszkańcami Zufaru i każdorazowo dziwią się oni, że Polacy w ogóle mają ochotę przyjechać tutaj poza sezonem monsunowym. Doskonale pamiętam moment, w którym pokazałam Noor, jak wyglądał mój ukochany Poznań na kilka dni przed wylotem do Omanu.

– Zobacz, to park Sołacki. To piękne miejsce, ale w lutym jest tu szaro, drzewa nie mają liści, a jeśli zejdzie się z chodnika, można ugrzęznąć w błocie. A to jest Rynek Jeżycki – takie miejsce jak suk, można tu kupić wszystko. Jak leje, to wszyscy mokną, a ostatnio ciągle lało! – Przesuwałam palcem zdjęcia w galerii na telefonie. – O, a to zdjęcie z wtorku. Wtedy spadł śnieg, ale po kilku godzinach się rozpuścił i wszędzie było błoto i kałuże…

– No i czego ty chcesz? Przecież pięknie tam macie! – Noor postukała palcem w ekran, żeby przybliżyć zdjęcie śniegu. – Inshallah, też zamieszkam kiedyś w takim miejscu! Codziennie macie inaczej. Nie masz dwóch takich samych zdjęć! A u nas ciągle to samo – jest albo słońce, upał i piach, albo deszcz i zieleń. Akurat to drugie lubię. Ale ty w ciągu tygodnia masz u siebie więcej stanów pogodowych niż my tutaj przez całe życie. Nadal nie rozumiem, po co tu przyjeżdżacie… Ja bym codziennie wstawała i przed odsłonięciem okna zgadywała, jaka jest pogoda. U nas nie ma czego zgadywać, skoro przez pół roku świeci słońce, a drugie pół roku jest pochmurnie – ucięła Noor i dalej przeglądała moją galerię. Na jej twarzy malował się szczery podziw dla naszej polskiej aury.

Jeśli jednak wylatujemy do Salali, by zakosztować „nudnej” słonecznej aury, najlepiej wybrać miesiące od końca października do maja. Dokładnie wtedy (nieprzypadkowo) latają czartery z Polski. Turyści przylatujący do Zufaru pierwszymi samolotami w sezonie zimowym mogą jeszcze zobaczyć nieco bardziej zielone zbocza wzgórz, wadi z większą ilością wody oraz przekwitające krzaki i drzewa. To pozostałości po sezonie khareef. Turyści spędzający tu urlop w styczniu i lutym będę mieli do czynienia z krajobrazem niemal całkowicie pozbawionym zieleni.

W trakcie pory suchej na wybrzeżu nie ma dużych wahań dobowych temperatury. Jeśli jesteśmy szczególnie delikatni, można wziąć coś do zarzucenia na ramiona, ale nawet ja – okropny zmarzlak – nigdy tego nie potrzebowałam.

Temperatura za dnia sięga około 27–30 stopni. Nad morzem nie czuć upałów ze względu na bryzę. Salala to jedno z najlepszych miejsc na zimowy wypoczynek z dala od polskiej szarówki. Bezpośredni lot trwa nieco ponad sześć godzin (czyli niewiele więcej niż na zdecydowane chłodniejsze i mniej pewne pogodowo Wyspy Kanaryjskie).

Jedynym, co może zmienić pogodę w Salali, poza khareef, są burze piaskowe. Nie dochodzi do nich często, ale bywają intensywne. Podczas moich podróży do Omanu, przeżyłam jedną, dość mocną burzę piaskową. Już od rana niebo było zasnute dziwnymi, bo nieco pomarańczowymi i półprzezroczystymi chmurami. Powietrze było gęste i czuć było w nim drobinki piasku. Po jakimś czasie zaczął wiać silny wiatr od lądu, niosąc ze sobą całe tumany kurzu. Podczas burzy piaskowej nie zaleca się przebywania na zewnątrz, co oczywiście zignorowałam, ponieważ byłam bardzo ciekawa, jak wygląda sytuacja na plaży. Nie powtarzajcie tego, bo była to decyzja nieroztropna. Wychodząc poza obszar zabudowany, gdzie rozpędzony wiatr hulał w najlepsze, miałam piasek dosłownie wszędzie. Drobinki wciskały się do oczu, powodując łzawienie. Po powrocie znalazłam piasek nawet w przestrzeni między telefonem a etui, co najlepiej pokazuje, jaka jest siła rozpędzonego wiatru, który potrafi wtłoczyć piach nawet w tak niedostępne przestrzenie.

Mocne podmuchy spychały wodę morską, powodując efekt odwróconych fal. Pierwszy raz widziałam coś takiego – obmywająca brzeg woda była spychana przez wiatr. Morze dosłownie kotłowało się, jakby ktoś mieszał w nim niewidzialną chochlą. Chroniąc się przed silnymi podmuchami, zasłaniałam oczy, ale na niewiele się to zdawało. Na moment straciłam orientację w terenie i gdy udało mi się na chwilę odzyskać ostrość widzenia, pognałam do apartamentu. Jeszcze po kilku dniach, mimo mycia, miałam piasek we włosach.

Burze piaskowe przychodzą i przemijają, pozostawiając po sobie kurz i piasek. Po ich zakończeniu zaczyna się wielkie sprzątanie i mycie samochodów, które są oczkiem w głowie Omańczyków.

Od kilku lat, z pewną regularnością, w południowe wybrzeże Sułtanatu uderzają cyklony. Najtragiczniejszy był rok 2018, kiedy to w maju spustoszenie zasiał Mekunu, a w październiku Luban (luban oznacza kadzidło – cyklon zyskał taką nazwę ze względu na miejsce uderzenia).

Czas występowania cyklonów pokrywa się z początkiem i końcem khareef. Cyklony związane są z niżami i w dużym uproszczeniu stanowią układ wiatrów w postaci wiru. Mogą mieć średnicę nawet 2000 km, a wiatr może w nich wiać z prędkością dochodzącą do 300 km/godz.

Mekunu uderzył centralnie w Salalę. Najsilniejsze podmuchy osiągały do 185 km/godz. i towarzyszyły im silne opady. My, Polacy, znamy siłę wody i powodzi, ale dla Omańczyków to, co działo się w maju 2018 roku, było czymś absolutnie niewyobrażalnym. Cały Sułtanat żył wydarzeniami w Zufarze. Media rozpisywały się na temat śmierci dwunastoletniej dziewczynki, którą wiatr porwał i rzucił o ścianę domu, w którym mieszkała. Odnotowano ogromne straty, ponieważ wysuszona po sezonie zimowym ziemia nie była w stanie przyjąć takiej ilości wody. Wielka fala szczęśliwie ominęła Salalę, ale przetoczyła się przez okolicę plaży Mughsail, gdzie wyrwała z ziemi dwupasmową drogę i niemal zupełnie wymyła sześciokilometrową plażę. Uszkodzone zostały dziesiątki kilometrów dróg, co spowodowało odcięcie górskich miejscowości od świata. W Omanie zginęło siedem osób i jak na skalę tego tragicznego wydarzenia jest to niewielka liczba. Bardzo dobrze zorganizowana była akcja informacyjna ostrzegająca przed nadciągającym niebezpieczeństwem oraz ewakuacja ponad 10 000 osób z najbardziej zagrożonych terenów. Dla porównania w Jemenie, gdzie cyklon dotarł w osłabionej formie, śmierć poniosło 31 osób.

Skalę zjawiska najlepiej obrazuje coś, co zszokowało samych Omańczyków. Z latających nad regionem helikopterów, które miały za zadanie dostarczać pożywienie do odciętych od świata wiosek, zauważono, że wodą całkowicie wypełniły się dwa okoliczne leje krasowe. Tawi Attair ma 100 m szerokości i 211 m głębokości, a Tayq liczy ponad 1,5 km szerokości i 255 m głębokości. Żeby uzmysłowić skalę opadów, dodam, że objętość mniejszego leju wynosi 975 tysięcy m³, a większego – 90 milionów m³. Po przejściu Mekunu oba wyglądały niczym wielkie kotły wypełnione zupą. Mówi się, że leje uratowały cały region, stając się naturalnym rezerwuarem wód spływających z pustyni. Ciężko sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby ich nie było.

Kilka miesięcy później, w październiku, Sułtanat zaczął szykować się na przejście kolejnego cyklonu, który na szczęście osłabł i skategoryzowano go jako burzę tropikalną. Zmienił również trasę, zahaczając tylko o Zufar.

Zjawiska te nie są normalne, jednak w związku ze zmianami klimatycznymi powinniśmy się do nich przyzwyczajać. Mekunu stał się poniekąd narodową traumą Omańczyków – od czasu jego przejścia bardzo dużo energii i zasobów poświęcono na przygotowania do tego rodzaju zdarzeń atmosferycznych. Od tamtej pory nie doszło do żadnych tak niszczycielskich zjawisk. Lecąc do Salali zimą, można liczyć na stabilną pogodę i niewielkie zmiany temperatury.

Duże wahania dobowe temperatury występują na pustyni. Jeśli wybieramy się na nocleg w tym obszarze (będzie o tym w dalszych rozdziałach), lepiej mieć ze sobą bluzę lub polar. Temperatura może spaść nawet o 15 stopni, co dla organizmu jest szokiem. Nieco chłodniej niż na wybrzeżu będzie również w górach – różnica nie jest drastyczna, ale górskie powietrze jest zdecydowanie ostrzejsze niż to na wybrzeżu.


Jeśli interesuje cię Oman, jego mieszkańcy i kultura lub rozważasz podróż do tego kraju koniecznie sięgnij po przewodnik subiektywny "Oman. W deszczu na pustyni" Marty Knasieckiej "Specjalistki od wakacji" 

Oman. Przewodnik subiektywny